poniedziałek, 30 września 2013

Danse macabre

Od czasu wesela Pierworodny stał się bardzo taneczny. Jak tylko spodoba mu się jakaś piosenka, a wybredny nie jest, zaraz zaczyna kiwać się z nóżki na nóżkę, rytmicznie gibać i kręcić piruety. W przeciwieństwie do mamy, jest też uzdolniony technicznie i w związku z tym z coraz większą wprawą obsługuje m.in. pilota od telewizora.
I tak, razu pewnego, Matka czymś zajęta słyszy, że Syn przełącza kanały. Zatrzymał się na jakimś programie, zasłuchał w nieznaną Matce piosenkę, zapatrzył w ekran i zaczął tańczyć. Matka, widząc jedynie Syna, nie telewizor, postanowiła podejść bliżej i sprawdzić, co go tak zainteresowało - zapewne jakiś teledysk.
Jakież było zdziwienie, gdy okazało się, że takim zapatrzeniem cieszył się program miejskiej telewizji kablowej, na którym wyświetlane są przede wszystkim drobne ogłoszenia a w tle leci jakiś kanał radiowy. A tym, co tak spodobało się dziecku był blok z reklamami wszystkich znajdujących się w mieście zakładów pogrzebowych i kamieniarskich.

piątek, 27 września 2013

Pogoda dla bogaczy, czyli jak Matka czasem idiotkę z siebie robi

Matka dostała nowy laptop. Pierwszy własny, osobisty, którego z nikim nie musi dzielić. Może teraz posty dodawać nie tylko wieczorem, albo wręcz po nocach, gdy Ojciec Pierworodnego wróci z pracy ze swoim komputerem i kiedy Pierworodny pójdzie już spać, ale też w ciągu dnia, o ile oczywiście znajdzie czas. Ale luksus...
Nowy laptop pracuje na Windows 8. To zarówno dla Matki jak i Ojca nowość. Gdy wreszcie znalazł się moment by z komputerem się zapoznać, okazało się, że Matka nie ogarnia, nic nie potrafi zrobić i na pewno sama sobie z tym nie poradzi. Jako że problemy techniczne Matkę mocno frustrują, postanowiła nie zapędzać się w to klikanie po omacku, tylko po kilku minutach komputer porzuciła - niech Ojciec Pierworodnego ogarnie co trzeba, bo jemu chwilę tylko to zajmie, a potem nabytą wiedzę żonie w skrócie przekaże.
Ojciec przejął sprzęt. Spojrzał w monitor.
- O, nawet notowania giełdowe tu są
- Aaa, to giełda była - oświeciło Matkę.
- A ty myślałaś, że co?
- Nie, nic - próbowała się wymigać od odpowiedzi.
- No, mów!
- Nic. Naprawdę.
- Mów!
- Oj, nieeee
- No powiedz...
- Zastanawiałam się po co mi pogoda z Szanghaju.

Matką jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce

Każda matka czasem O TYM musi. Inaczej się udusi.

Wieczorem, tuż przed kąpielą, Pierworodny sfajdał się w pieluchę. Na tyle się postarał, że trzeba było wietrzyć mieszkanie. Jako że Ojca od kilku dni męczy grypa, Matka postanowiła się nad nim nie znęcać i okazać swoją wielkoduszność, nie zmuszając go do zajęcia się tą niecierpiącą zwłoki sprawą. Choć, po prawdzie, to już nie pamięta kiedy ostatnio ją ktoś w tym wyręczył.
I tak... Matka zajęta myciem dziecięcego tyłka nie pierwszej świeżości, Syn zajęty książeczką i pokazywaniem w niej kotka... Ojciec stanął w drzwiach pokoju, w którym powietrze jeszcze nie zdążyło ochłonąć, omiótł spojrzeniem sytuację i rzekł jakby w przestrzeń:
- Taaa, dzieci to kupa szczęścia. 
- Z przewagą kupy - dodała od siebie Matka, jednocześnie pozbywając się małej bomby biologicznej.

środa, 25 września 2013

Sens istnienia a zmęczenie materiału

Na weselu przygotowany był specjalny kącik dla dzieci. W związku z tym, że wszystkie obecne maluchy były wyjątkowo grzeczne i spokojne i wszystkie, bez wyjątku, siedziały posłusznie przy stole, względnie tańczyły na parkiecie trzymając za rączkę mamę, tatę, babcię czy kogoś z najbliższej rodziny, Pierworodny kącik miał cały dla siebie. I kiedy akurat nie biegał wokół stołu ciągnącego się pod ścianami całego pomieszczenia, nie leżał sobie na parkiecie wśród roztańczonych gości, nie gibał się w rytm "Białego misia", nie próbował na czworakach przemierzyć całej restauracji albo na przykład w niewiadomych celach nie przeciągał krzesła przez sam środek sali, to bawił się w owym kąciku z zabawkami. W pewnym momencie, gdy Matka właśnie pilnowała, by Syn nie wydłubał sobie oka kredkami, dołączył do niej Ojciec Pierworodnego.
- Spokojnie możesz sobie usiąść i odsapnąć. Ja się nim zajmę. Zjedz coś może... - dobrodusznie zaproponowała przybyłemu mężowi.
- Wolę być tutaj z wami. Bez naszego syna moje istnienie traci sens - górnolotnie pojechał Ojciec i chyba czekał na wzruszenie Matki.
Chwila konsternacji.
- Aha. No dobra, to ja usiądę.
- No wiesz...

poniedziałek, 23 września 2013

Ach, co to był za ślub!

Było weselicho. Pojechali całą rodziną: Matka, Ojciec Pierworodnego i Syn Pierworodny we własnej osobie. Były oczywiście obawy o to, jak dziecko zniesie 4-godzinną podróż, jak zniesie nocleg w obcym miejscu, bo zawsze ma z tym problem, jak przeżyje mszę w kościele i, rzecz jasna, samo wesele z tłumem obcych ludzi. Odkąd Pierworodny jest na świecie rodzina zaczęła żenić się na potęgę, ale to pierwsze takie wydarzenie, w którym Syn miał uczestniczyć w pełni. Plan był taki, by pojechać dzień wcześniej i nie być zmęczonym długą drogą w dniu imprezy.
Z tego powodu Matka Ojca zaczęła wymyślać własne scenariusze i wydzwaniać z pytaniem, czy to aby na pewno dobry pomysł, bo przecież jechanie dzień wcześniej będzie dla Pierworodnego zbyt dużym obciążeniem.
Hyyy? I co tu odpowiedzieć na tak dziwną teorię?
W końcu i tak wyszło na jej. Od rana wszystko szło jak po grudzie, czas uciekał, a gdy walizki były spakowane i wszystkie graty przygotowane do drogi, Ojciec stwierdził, że chociaż kontrolki są w porządku to jednak zbyt mocno niepokoi go dziwny dźwięk w tylnych kołach samochodu (którego Matka oczywiście nie słyszała ani trochę) i dzwoni do mechanika. Skończyło się szybką wymianą klocków hamulcowych, które jak się okazało do niczego już się nie nadawały. Jednak godzina zrobiła się taka, że nie było sensu jechać.

W ramach skróconej relacji kilka faktów z wyjazdu.
- Podróż, i to w obie strony, wbrew wszelkim przewidywaniom, najgorzej zniosła Matka. Nie ma pojęcia czy może to mieć ze sobą związek, ale po urodzeniu dziecka, stopniowo ujawnia się i rozwija u niej przyczajona od dzieciństwa choroba lokomocyjna.
- Tylko jedna wpadka w związku z pakowaniem. W domu zostały buty Ojca. Jak się okazuje Nike pasuje do wszystkiego, nawet do garnituru. Zauważyła tylko panna młoda. I znając awersję Ojca Pierworodnego do portali społecznościowych od razu zapowiedziała, że za karę wstawi ich wspólne zdjęcie na fejsa (tzn. jej, Ojca i "najek").
- Z kościoła Matka wyprowadziła Syna po 10 minutach, kiedy to organizowana przez niego naprędce impreza zaczynała się niebezpiecznie wymykać spod kontroli. Szok. Rekord czasowy pobity. Po dotychczasowych doświadczeniach podziewano się max. 6 minut.
- W trakcie mszy sobie spacerowali i uradowani zauważyli ekstra fajny plac zabaw. Niestety zamknięty na klucz. Dzieci bawiące się w środku, a było ich około 10, wszystkie razem i każde z osobna, szczerze i długo przekonywały Matkę, by mimo szpilek, obcisłej sukienki i wózka, tak jak one przeskoczyła przez płot. Mimo to odpuściła.
- Matka i Ojciec nie mają pojęcia ile dzieci było na ślubie i weselu, bo wszystkie grzecznie siedziały razem z rodzicami. Za to wszyscy goście wiedzą, że na weselu był Pierworodny.
- Obiad. Pierworodny zjadł wszystkie ziemniaki z talerza Matki i wszystkie z talerza Ojca. Zważywszy na to, że każdemu podano kotlet de volaille, którego z powodu alergii Syna trzeba było oddać Ojcu, Matce na talerzu został tylko liść sałaty.
- Odświętne ubranie Pierworodnego zupełnie zmieniło kolor. Po wielokroć wytarzał się w nim po wszystkich możliwych powierzchniach płaskich.
- Syn odkrył w sobie nowe talenty taneczne. Szczególnie ceni styl breakdance. Właściwie nie opuszczał parkietu. Od tej pory tańczy zawsze, gdy włączy mu się jakąś muzykę. Zdecydowanie ceni też tradycyjną pieśń okolicznościową pt.: "Sto lat".
- Matka z Ojcem już od tak dawna nie zaliczają się do imprezowego towarzystwa, że nie mieli pojęcia, że do przeboju, który od miesięcy regularnie odsłuchiwany jest w ich domu, czyli do "Ona tańczy dla mnie", istnieje specjalny układ taneczny. Gdy w środku zabawy na parkiecie zostali zaskoczeni tą piosenką i zobaczyli jak wszyscy wokół nich z wyraźną wprawą, równo (jak za dawnych czasów np. przy "Macarenie") i wręcz z powagą sytuacji pokazują jak ona to wie i jak on ją chowa w sercu na dnie, najpierw stanęli jak wryci a następnie popłakali się ze śmiechu.
- To niewiarygodne, ale po weselu wyspali się lepiej niż w domu. Zwykle Matka kładzie się spać o 1 albo 2 a wstaje razem z Synem ok. 7:30. Ojciec chodzi spać wcześniej, ale też dużo wcześniej wstaje. Tym razem, musząc czuwać przy łóżeczku Syna, Matka zasnęła przed północą. A rano Syn dał wszystkim czas aż do 8:45.
- Rano, po weselu, wybrali się na kawę do cukierni. Pierworodny wciąż biegał, jak to on. Pani za ladą zafascynowana tym widokiem nie wytrzymała i zapytała w końcu: "On zawsze ma tyle energii? W domu też?". No cóż.
A rozbijanie się po kawiarniach skończyło się tym, że rozbrykany Syn przewrócił się spadając twarzą na swój kubek niekapek. Limo jak ta lala.

Podsumowując, Syn Pierworodny okazał się doskonałym towarzystwem do imprezowania. I teraz pozostaje tylko czekać na kolejne zaproszenia.

piątek, 20 września 2013

Złośliwa Małpa albo Nie Szata Zdobi Laptopa

Ojciec Pierworodnego zarzucił temat, że może by kupić Matce nowego laptopa. Matka wymagań dużych nie ma. Laptop ma śmigać sprawnie, hulać długo na baterii i ładnie wyglądać. I tyle. Weszła więc w odpowiednie zakładki w Allegro by zorientować się jak się sprawy mają. Wyskoczyło kilkaset stron, więc trzeba było wybrać odpowiednie parametry, których Matka w ogóle nie rozumiała*, więc nie wiedziała co jej do szczęścia potrzebne. W związku z tym zdała się na polecenia Ojca siedzącego obok i pozaznaczała co kazał. Stron z wyborem laptopów zrobiło się mniej. Siedzą więc razem i przeglądają. Matka zarządza scrollem, bo to o laptopa dla niej się rozchodzi. Ojciec ma się wypowiadać na tematy techniczne. W pewnym momencie Matka zauważa, że Ojciec zwyczajnie nie nadąża za tym przewijaniem Matki. Postanawia się wytłumaczyć:
- Wiesz, ja tak szybko przewijam, bo ja nie czytam tego co tu piszą. Patrzę tylko na zdjęcia.
- Ahaaa - odpowiada zdziwiony taką selekcją Ojciec
- Ma być ładny. Najlepiej biały. (W domyśle: będzie pasował do smartfona i czytnika e-booków)
- Booooże, jak to się stało, że my się kiedyś spotkaliśmy i dogadaliśmy?
- Jak to jak? Normalnie, tak jak teraz. Ty patrzyłeś na wnętrze a ja tylko na wygląd ;-)

* A teraz Matka zdradzi dwa fakty ze swojego życia, które dopiero w połączeniu dają wielce kompromitujący efekt. Jak już łatwo się domyślić, Matka na komputerach się nie zna. Do tego stopnia się nie zna, że nie może zapamiętać co to jest RAM i ROM i które jest które. Nie wie gdzie jest procesor i jak to wygląda. O tym, że należy robić coś takiego jak "kopia zapasowa" dowiedziała się z jednego z odcinków "Seksu w Wielkim Mieście", wtedy kiedy i Carrie Bradshaw się o tym dowiedziała (ale dalej nie wie jak). Stworzenie aktualnego szablonu na blogu, z takimi bajerami jak samodzielnie zrobione logo czy odnośnik do Facebooka, to Matki wielki wyczyn i chluba. To był fakt pierwszy. Drugi fakt jest taki, że Matka swego czasu skończyła liceum - nic nadzwyczajnego, wielu ludzi kończy - ale Matka uczęszczała do klasy o profilu matematyczno-informatycznym. 
I teraz można się już z Matki nabijać.

wtorek, 17 września 2013

O rety! Kabarety!

Syn Pierworodny ewidentnie ma rozwinięte poczucie humoru. Jak pewnie każde dziecko uwielbia się wygłupiać, szaleć, śmiać do rozpuku. Ale ostatnimi czasy wymyśla już swoje pierwsze dowcipy. Rozczula Matkę to, jaki jest w tym uroczy :)

Stały numer:
- Pokaż język!
Syn wywala jęzor z paszczy.
- Gdzie masz brzuszek?
Syn podnosi dumnie bluzeczkę.
- A gdzie masz pępek?
Uważnie przygląda się brzuszkowi po czym z chirurgiczną precyzją wkłada palucha w pępek
- A gdzie masz rączki?
Na to hasło chowa rączki za plecami i z całych sił stara się miną wyrazić: "Rączki? Jakie rączki? Nie mam nic takiego!" - tylko zawadiacki uśmiech i chochliki w oczach od razu go zdradzają. Zwykle też w końcu nie wytrzymuje i wybucha śmiechem.

A ostatnio:
Zmieniała Matka pościel w sypialni. Syn natomiast wymyślił sobie, że będzie bawił się opakowaniem odplamiacza Loveli (rozpoczęła się faza pokazywania "dzidzi" na każdym obrazku, więc Lovela teraz rządzi i wymiata). Łaził wszędzie z tą butlą i tylko wkurzał Matkę. Bo niby wie Matka, że karygodnym jest pozwalać dziecku na zabawę środkami chemicznymi, ale z drugiej strony już naprawdę nie ma gdzie tego wszystkiego chować w szafach, więc sprawdza czy mocno zakręcone i pozwala, jednocześnie próbując jakoś stłumić poczucie winy z powodu bycia wielce nieodpowiedzialną Matką. Łaził więc z tą butelką, wdrapywał się z nią na materac i wymyślił, że będzie wrzucał ją za łóżko. A potem będzie jęczał, że Matka ma ją wyciągnąć. Za 3. razem Matce się odechciało i tako rzecze do Syna:
- Kochanie, zanieś butelkę do łazienki. Zanieś ją tam skąd ją wziąłeś.
Syn podumał, sprawę przemyślał, po czym zlazł z łóżka i udał się do łazienki. Stanął przy pralce i upewnił się, że Matka stoi w drzwiach sypialni i go obserwuje. Pochylił się jakby odstawiał płyn na miejsce. Uśmiechnął się w stronę Matki.
- Bardzo ładnie, Syneczku. Dziękuję. Ale z Ciebie zuch!
Po czym wyprostował się dalej trzymając butelkę z odplamiaczem w ręku i z głośnym śmiechem na ustach, szczerze rozbawiony, przybiegł z nią z powrotem do sypialni i wskoczył na łóżko, na którym Matka próbowała rozłożyć prześcieradło. A chochliki w oczach mówiły wszystko: "Powiedziałaś zanieś a nie zanieś i zostaw w łazience :)".
A myślała Matka, że za słówka to ją dopiero nastolatek łapać będzie.

niedziela, 15 września 2013

Tam gdzie król chadza piechotą...



... tam Matka biegnie w tajemnicy, w ukryciu, by tylko nikt nie zauważył.
Ale nic z tego, ledwie usiądzie już Kot przychodzi aby go głaskać a Syn biegnie by się przytulić, a jeszcze lepiej spróbować wgramolić się Matce na kolana, rolką papieru toaletowego się pobawić, wrzucić coś do brodzika, a że brodzik wysoki to płakać zaraz, że nie może tego dosięgnąć. A nie daj Boże coś Matce strzeli do głowy i postanowi zamknąć za sobą drzwi łazienki. Wtedy Kot zaczyna drapać, a Syn ryczeć, bo przecież Mama zniknęła i na pewno już nie wróci, na pewno zniknie na zawsze za tymi drzwiami, a może już nie kocha skoro od 5 sekund nie patrzy, nie tuli, a nawet nie krzyczy... I ryk, i wrzask, i histeria... i jeszcze ten przeklęty Kot drapie, bo przecież Ty sobie tam bezczynnie siedzisz, ręce wolne, to mogłabyś zrobić wreszcie coś pożytecznego i za uchem podrapać... I ryk, i wrzask, i histeria... i głową bicie, i zabawkami ciskanie... coraz głośniej, coraz rozpaczliwiej... A minęło dopiero 10 sekund. Zrezygnowana, otwiera więc Matka te cholerne drzwi i znów pozbawiona intymności pozwala Synowi przytulić się do swojej nogi, przepędza Kota, który kombinuje jak wskoczyć na drugą nogę, a moment kiedy Syn już patrzy zdziwiony w głąb kabiny prysznicowej, a jeszcze nie płacze, że tym razem nie uda mu się wyjąć rzuconego tam smoczka, wykorzystuje na podciągnięcie spodni, spuszczenie wody i umycie rąk. Podnosi smoczek, by Syn już przestał się drzeć, automatycznie sprząta wszystko, co przez tę chwilę przebywania w łazience udało mu się porozrzucać (zadziwiające ile tego jest), wychodzi gasząc światło. Ach tak! przecież jeszcze dziecko tam zostało. No chodź, kochanie. Dlaczego od razu nie płacze, gdy to on jest sam w łazience?

czwartek, 12 września 2013

On o niebie, ona o chlebie

Po śniadaniu składają Matka z Ojcem naczynia ze stołu. Trwają jakieś tematy okołokulinarne a' propos ryby po grecku, która się właśnie skończyła.
W związku z tym, że zbliżają się urodziny Ojca Pierworodnego, a Matka przez ostatnie półtora roku wypadła z wprawy w urządzaniu przyjęć, zwraca się do męża wciąż pozostając przy kulinariach:
- To jeszcze pomyśl, co bym mogła zrobić na Twoje urodziny.
- A wiesz, że mam taką jedną fantazję... Ty, kokarda...

środa, 11 września 2013

Pełnia księżyca czy co?

Rzadko zdarza się by Pierworodny zawalał noc. By w ciągu dnia odmawiał zjedzenia więcej niż jednego posiłku. By dwa dni z rzędu nie chciał się kąpać. Ale w ciągu ostatnich kilku dni dzieją się wszystkie te rzeczy, które występując z rzadka i pojedynczo jedynie męczą lub na chwilę wyprowadzają Matkę z równowagi, ale spadające na nią po kolei, po kilka na raz albo całymi stadami, czyli tak jak teraz, sprawiają, że ledwie trzyma się przy zdrowych zmysłach.
Czy to możliwe, aby Syneczek Mamusi maleńki, jej okruszek, odrobinka, kruszynka, wchodził z takim impetem w ten cały osławiony bunt dwulatka? Od kilku dni trwa jeden wielki wrzask a wokół sieją się zniszczenie i pożoga. Matka ma dość.
" Proszę zatrzymać! Ja już tu wysiądę. Dziękuję. Dalej jedźcie beze mnie."

I w taką noc, właśnie kiedy Pierworodny dawał arcymistrzowski popis swych umiejętności w wykańczaniu własnej rodzicielki, Najlepsza Przyjaciółka Matki urodziła Drugą Córeczkę. Piękną, zdrową i doskonałą. Drobinkę śliczną. 3430 g i 54 cm. Łzy wzruszenia w Matce wywołując.
Pierwsze łzy tego dnia. Bo potem to już tylko koło południa z bezsilności płakała, a koło 14-tej dlatego, że jej Syn boleśnie twarz w złości podrapał, tymi paznokciami, których wczoraj też w złości nie dał sobie obciąć.

A mniej więcej 8 miesięcy temu...
Przyjaciółka (i Kuzynka) powiadomiła Matkę, że jest w ciąży. Na Facebooku napisała, bo już wytrzymać z tą nowiną, która miała pozostać przez jakiś czas tajemnicą, nie mogła. Matka zareagowała słowami raczej mocno niecenzuralnymi, wbiło ją w ziemię i jak dziś pamięta, że zupełnie wyleciało jej z głowy mycie podłogi, które właśnie uskuteczniała. Mop i wiadro na środku pokoju zostały a Matka od razu w głowie zaczęła obliczeń dokonywać. Bo jak ostatnim razem Kuzynka powiadomiła ją o swojej ciąży, to jakoś tak wyszło, że jeszcze tego samego dnia znalazła się Matka w stanie równie błogosławionym. I tym sposobem między narodzinami ich dzieci są 4 tygodnie różnicy. Policzyła, policzyła jeszcze raz i wyszło, że musi być właśnie dokładnie w tym samym dniu cyklu, co wtedy gdy dowiedziała się o Pierwszej Córce. Ooo nie! Za pierwszym razem to był bardzo fajny zbieg okoliczności. Ale na taki hard core to Matka gotowa nie jest! Jak inni są w stanie dać sobie radę z dziećmi o różnicy wieku 1,5 roku to chwała im i powodzenia. Ale Matka się na to nie pisze! Mowy nie ma. Od teraz, bez dwóch zdań, antykoncepcja w ruch - co się tylko da. Albo abstynencja. Szklanka wody zamiast.
Przez jakieś dwa miesiące miała jeszcze Matka ciąże urojone i a to testy kupowała, a to testy robiła. W lekką paranoję wpadła. Ale był to czas kiedy kilkanaście znajomych osób spodziewało się dzieci. I wydawało się Matce, że chyba ten stan zaraźliwy jest. A przecież w lutym sezon grypowy w pełni, nigdy nie wiadomo co się do człowieka przyplącze.

Cieszyła się Matka szczęściem Przyjaciółki. Może nawet chwilami trochę zazdrościła, że sama nie może sobie jeszcze pozwolić na powiększenie rodziny. Fajnie tak odchować parkę za jednym zamachem.
Ale to cieszenie się to jedna strona medalu. Z drugiej zaś strony Matka się zmartwiła. Czysto egoistycznie się zmartwiła. No bo jak to teraz będzie? Przecież wspólne marudzenie, narzekanie na dzieciaki i chwalenie się nimi gadając na Fejsie to już stały rytuał. Komu teraz Matka będzie narzekać? Z kim będzie się licytować która ma gorzej? Przecież Kuzynka zawsze będzie mogła ją zgasić tekstem: "Co Ty tam wiesz, ja mam to wszystko RAZY DWA!"

wtorek, 10 września 2013

Fryzjer.pl

Nie służy chyba Matce wolność i swoboda. Zaraz jak tylko Ojciec z Synem wyjechali do Dziadków, poczuła, że coś się święci i dobrze nie jest. Wieczorem nie było już wątpliwości, gorączka, katar i takie tam. Następnego dnia było jeszcze gorzej i Ojciec wspaniałomyślnie zapowiedział, że po południu jedzie z Młodym do drugiej Babci a Matka ma odpoczywać. A Matka co? W tej pomroczności wywołanej przez 38 i 2 kreski, zamiast korzystać z wolnej chaty, zamiast położyć się na kanapie, pod kocem i z ciepłą herbatką spokojnie sobie dogorywać, to jak idiotka stwierdziła, że do fryzjera pójdzie. I poszła.
Tam, gdzie zwykle chodzi już zamykano, a niewątpliwą zaletą tegoż salonu jest to, że znajduje się rzut beretem od domu, po drugiej stronie ulicy. Zapuściła się więc Matka dalej w osiedle, bo przypomniała sobie, że był tam taki salon wyglądający dość obiecująco. Przyjęto ją bardzo miło. Fryzjerzy - wyłącznie panowie, jakaś pani od razu umyła jej głowę, "Może kawę?", "Nie, nie, dziękuję bardzo" - szybko odpowiedziała Matka, bo już raz była w takim salonie, gdzie co chwila pytano ją czy chce kawkę, a gdy za 6. razem się zgodziła i ją dostała to nawet 1/3 nie wypiła, bo: "Proszę do mycia", "Teraz maseczka", "Zapraszam na fotel" - a jak już po zapłaceniu rachunku patrzyła potem w lustro, to była przekonana, że to ta kawa musiała być taka droga.
Fryzjer wysłuchał czego Matka oczekuje i zabrał się za strzyżenie, ale oboje w trakcie zmienili koncepcję i pan stwierdził, że zrobi ją na Kożuchowską ("Wie Pani, takie uczesanie jak ma w "Rodzince.pl"). Matka się zgodziła. I zrobił. Chyba. Z tego co Matka pamięta.
Bo krótkowidzem jest Matka i bez okularów niezbyt wyraźnie widzi. Gdy pan zakończył pracę, ubrała okulary, orzekła, że fajnie, ale pomyślała że tak dokładniej to się w domu przyjrzy, bo jednak już marzy jej się ten kocyk i herbatka. Wyszła z salonu kiedy akurat zaczynał kropić deszcz. Potem było już tylko gorzej. Oj nie była to lekka mżawka pt.: "Hmm, pada czy mi się wydaje?". Napierniczało tak, że nawet wodoodporny tusz do rzęs stwierdził, że chromoli taką robotę i spłynął po policzkach Matki tak, by w windzie przeraziła się własnego odbicia. A trzeba Wam wiedzieć jeszcze, że blok w którym Matka z rodziną mieszka stoi nad samą Wisłą, więc tu k... zawsze wieje.

Taaak, teraz już można sobie wyobrażać ile z Kożuchowskiej zostało w nowym image'u Matki.

No ewidentnie ta cała "Rodzinka.pl" nie przynosi Matce szczęścia. Na widok fotografa z ekipy telewizyjnej dziecko wpada w histerię, gdy w mieście kręcą odcinek Syn ma pierwszą w życiu poważną gorączkę (39.3), a gdy fryzjer chce z Matki zrobić Natalię Boską koniec końców wychodzi z tego zmokła kura. Na znak protestu, by odczarować zły urok albo po prostu by nie przytrafiło jej się jeszcze coś gorszego, Matka chyba nie obejrzy tego odcinka kręconego w ich mieście.

Ale przyznać trzeba, że taki zimny deszcz spływający po głowie ma mimo wszystko przyjemne działanie przy 38-stopniowej temperaturze. Jakby Matka wiedziała to wszystko wcześniej to zamiast popylać do fryzjera wystawiłaby łeb za okno - w tym celu nie musiałaby opuszczać kanapy, koca i herbatki.

"Musisz mi uwierzyć na słowo, że naprawdę przez chwilę wyglądałam jak młodsza wersja Kożuchowskiej. Tylko brąz. I ze wzrokiem otępiałym od gorączki. Ale w ogóle to fajnie." - przekonywała męża (albo własne odbicie w jego oczach).
"Wierzę" - odpowiedział bez wiary w głosie i dyplomatycznie nie pytał ile ta chwila kosztowała.

poniedziałek, 9 września 2013

Z igły widły

Okazuje się, że Pierworodny miał czuja z tym castingiem i chyba specjalnie odegrał rólkę przerażonego dzieciaczka. Dzień później miał zaplanowane szczepienie. Ostatnia dawka tego całego 5 w 1. Do tej pory bardzo dobrze je znosił, dlatego też Matka zbytnio się nie przejmowała i szła spokojna, nie przewidując powtórki z ostatniego razu, kiedy szczepionka była inna i wybrał się do przychodni Ojciec. Tymczasem, Syn, który w poczekalni był absolutną gwiazdą, roześmianą "gadułą", biegał, skakał i się wspinał ("Energiczny chłopczyk" - odważyła się w końcu powiedzieć jedna z pań, której córeczka, tak jak wszystkie pozostałe dzieci znudzona grzecznie siedziała na ławce), zaraz po wejściu do gabinetu, gdy tylko poczuł klimat miejsca i zobaczył panią w fartuchu, uderzył w RYK(!). Wpadł w taką histerię, że nie udało się go nawet zważyć. A i przeprowadzonemu badaniu lekarskiemu Matka by nie zawierzyła. Niemożliwe żeby lekarz cokolwiek słyszał przez ten stetoskop.
Wszystkiemu winne pobranie krwi, które miał Pierworodny tydzień wcześniej. Matka postanowiła powtórzyć mu badania na alergię, tym razem w innym szpitalu. A jako że Matka Matki jest laborantką wybrali się do niej. Babcia od razu zapowiedziała, że to dla niej zbyt stresujące by kłuć swojego Wnusia, więc pobierać będzie jej koleżanka. Matka nie widziała w tym problemu, bo raz już przecież pobierano Synowi krew - siedział wtedy u Matki na kolanach, która też trzymała mu rączkę i jedynie skrzywił się pod koniec, ale przez cały zabieg był bardzo dzielny. Tym razem jakby wyczuł nerwową atmosferę, która aż unosiła się nad zdenerwowaną Babcią, i nie dał sobie nic zrobić. Orzeczono, że najlepiej będzie go zabrać na oddział dziecięcy, tam panie mają wprawę w radzeniu sobie z takimi małymi pacjentami. Babcia zestresowana, Syn już też, Matka jeszcze spokojna - wkroczyli na oddział, gdzie od razu natknęli się na grupę pielęgniarek. I tu się też Matka zdenerwowała, gdy jedna z nich wyraziła swe oburzenie na to, że Matka nie chce oddać w jej ręce Syna, który przerażony kurczowo wtulił się w Matkę, gdy zobaczył wyciągnięte w jego stronę ramiona pani pielęgniarki próbujące odkleić go od Mamusi. I tak się zaczęło - Pani robiąca zdegustowane miny, Matka tłumacząca, że to nie ma sensu, bo Syn jest zbyt wystraszony i Pierworodny coraz bardziej zapłakany. Pani usunęła się w cień, rozumiejąc, że nic tu po niej, a do gabinetu poszły z nimi dwie inne, znacznie milsze, pielęgniarki. Jedna od razu przypomniała sobie, że "rodziły razem z Matką" i jej dziecko jest 2 dni starsze. Matka nie pamiętała. Syn tym bardziej, więc nie wyczuł milszej atmosfery. Koniec końców pobieranie wyglądało tak, że Pierworodny był trzymany przez 4 dorosłe osoby, kazano mu leżeć, ze stresu krew w ogóle nie chciała lecieć, kłuty był 2 razy, nawet Cezik w tle w niczym nie pomagał... Wszystko było traumatyczne zarówno dla Syna jak i Matki. I gdyby Matka wcześniej wiedziała, że tak to się odbędzie, że nie będzie to miało nic wspólnego z pobraniem jakie zapamiętali sprzed kilku miesięcy, nie zgodziłaby się na to wszystko i miała całe to badanie w nosie.
Na widok kitla pani od szczepień wróciły złe wspomnienia i Pierworodny narobił rabanu jakiego dawno przychodnia nie widziała i nie słyszała. Ale i tak nic to w porównaniu z tym, co działo się potem. Złe samopoczucie, ciągła płaczliwość, brak apetytu, zupełne rozbicie rytmu dnia (np. spanie do 12:00, ale tylko w łóżku rodziców i tylko na Matce) a do tego wszystkiego gorączka, która w nocy urosła do 39.3 - pierwsza tak wysoka temperatura u Pierworodnego. Wszystko zachlapane różowym, klejącym syropem truskawkowym, którym Syn wyraźnie gardzi. Dwa dni wyjęte z życiorysu całej rodziny. Ojciec początkowo nabijający się z Matki, że "mamuśka" się z niej zrobiła, że za bardzo przeżywa, a potem sam wydzwaniający i piszący smsy z pytaniami o samopoczucie Syna (z wizją pobytu na OIOMie, kiedy długo nie odpisywali) i tulący Synusia, kiedy tylko się dało, byle tylko mu lepiej było.
A cały ten bajzel odbył się w czasie nagrań do serialu. Ma intuicję Pierworodny. I jeszcze jaki talent aktorski, żeby tak wszystkich nabrać, że się niby pana z aparatem boi...

niedziela, 8 września 2013

Smocze opowieści

Nagle każda Starsza Pani ma coś do smoczka Syna Pierworodnego.
"Taki duży i jeszcze ze smoczkiem? A fee. Daj go Pani. A Pani da ci lizaczka" - Pierworodny robi z ust podkówkę a w oczach stają mu łzy, czym jasno daje Pani do zrozumienia co sądzi o gmeraniu przy jego buzi przez obcą babę.
"Ojojoj, jaki śliczny chłopczyk, a jakiego ma fajnego smoka. A dasz mi go? Nieeeee? Zobacz Jadźka! Oj ti ti ti! Ojej, nie lubisz jak Cię ktoś po rączce głaszcze?"
"Och, jaki fajny jesteś. A jaki masz fajny smoczek. A oddasz go mamusi?" - Nie odda - odpowiada za Syna Matka - "I bardzo dobrze, niech używa jak najdłużej. Sam wyrośnie i odstawi jak będzie gotowy. Moja (i tu Pani pokazuje na stojącą za nią kobietę, na oko 45-letnią) to jeszcze jak ze szkoły wracała to sobie cyckała. A jak się pięknie uspokajała..." -  kilka metrów dalej Matka odwraca uwagę Syna i zabiera mu smoka.

czwartek, 5 września 2013

Drżyjcie! Ojciec ma Was na oku...

- Nie, bo podobno się uwsteczniam! Przynajmniej w kwestii zmieniania pieluch - zakrzyknął z wyrzutem dziś przy śniadaniu Ojciec Pierworodnego. Tak zaskakując tym Matkę, że pogubiła się a' propos czego ten wyrzut.
- Ale o co Ci chodzi? - zapytała zdezorientowana przerywając krojenie rzodkiewki.
- Przeczytałem cały blog!
- Przecież niedawno mówiłeś, że jednak nie będziesz czytał.
- Ale jednak przeczytałem.
- I co? A tak właściwie to już dawno mówiłeś, że przeczytałeś w całości - przypomniało się Matce.
- No to jednak wtedy nie przeczytałem. Blog jak blog. Ale te komentaaarze... Przeczytałem sobie komentarze i Twoje odpowiedzi. I tam dopiero jest życie, tam jest cała prawda, interakcje międzyludzkie...
- To jednak będziesz czytał? - przerwała Matka nie bardzo wiedząc do czego prowadzi ta rozmowa.
- Będę.
- Spoko.
- Ale tylko komentarze.
- Dobrze - zgodziła się i na powrót zajęła rzodkiewką.

środa, 4 września 2013

Jak Matka z Synem kariery w telewizji nie zrobili

Ojciec Pierworodnego, niemal od narodzin Syna, twierdzi, że powinien on grać, no przynajmniej, w reklamach - niby żartuje, ale wiadomo, że nutka przekonania w tym dowcipkowaniu jest. Matka zwykle każe mu się uspokoić i bzdur nie gadać, wszak wiadomo, że nieobiektywny jest.
Jednak prawda jest prawdą i też nie ma co tu ukrywać, że dziecko Matce i Ojcu Pierworodnego wyjątkowo urodziwe się trafiło. A kto tak nie uważa ten trąba!

Nagle pojawiła się informacja, że w mieście serial będą kręcić. Jeden odcinek "Rodzinki.pl". I szukają statystów. Casting się szykuje. Ręka Opatrzności? Czas najwyższy zatroszczyć się o karierę Syna? Jako, że Syn Pierworodny uwielbia wszelkie spędy i dzikie tłumy (dzięki czemu można z nim bez przeszkód robić w soboty zakupy na targu) Matka stwierdziła, że w sumie to co im szkodzi. Skoro casting na świeżym powietrzu i jeszcze w godzinach kiedy często są na spacerze. Dziecko będzie miało frajdę, a i Matce może się spodoba, zawsze to jakaś ciekawa odmiana taki casting.
Oczywiście bez napinki, tak tylko zobaczą jak to wszystko wygląda...
Oczami wyobraźni już widziała jak spędzają dzień na planie serialu, jak dostają autografy wszystkich aktorów, aby Syn miał pamiątkę w przyszłości, jak Małgosia Kożuchowska zachwyca się oczkami Pierworodnego a Tomek Karolak nosi go na rękach, jak zapraszają wszyscy na Woronicza, bo przecież dziecko takie śliczne, wesołe, wie gdzie ma brzuszek i pępek, umie pokazać język i tak ładnie mówi ko-koj na pieska, murowany sukces w telewizji. A i na Matce się poznają. Przecież swego czasu do kółka teatralnego należała i wyróżnienia w konkursach recytatorskich dostawała. No mniej więcej tak to miało by być. Ale bez napinki, przecież chodzi tylko o to żeby zobaczyć jak to wszystko wygląda.

Dzień przed castingiem pogoda hulała tak, że po południu nie było szans na wychylenie nosa przed blok. A producenci serialu zażyczyli sobie by przybyć w strojach letnich, bo odcinek ma być wakacyjny. Istniała więc obawa, że jeżeli aura się utrzyma to dla Matki i Syna nici z castingu. Szkoda, mówi się trudno. Ale następnego dnia wichura mniejsza, a z każdą godziną słońce coraz śmielej wychodziło zza chmur. Istniał jeszcze tylko problem codziennej drzemki Pierworodnego. Dzień wcześniej zrobił Matce niespodziankę i przespał ponad 4 godziny. Z tym, że były to akurat te 4 godziny, w których wypadałby casting. W razie czego szkoda, mówi się trudno. Ale Syn znów Matkę zaskoczył i drzemki zażądał już przed 11 rano, co nigdy się nie zdarza - jakby czuł, że powinien być wyspany, aby tego popołudnia zrobić jak najlepsze wrażenie.
Wszystko szło świetnie. Wszelkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że będzie dobrze. Po drzemce Matka odpicowała Syna, a nawet wózek, któremu, jak się dokładniej przyjrzała, potrzebne było solidne odkurzanie z okruszków po najróżniejszych produktach spacerowych konsumpcji Syna i małe czyszczenie. Gdy zabrała się za siebie, by nikt nie pomyślał, że robiąc tło dla Kożuchowskiej w roli matki 3. synów sama będzie wyglądać jak 13. dziecko stróża, Syn zabrał się za odkrywanie tajemnic łazienki. I odkrył. Rurkę odprowadzającą wodę z pralki do odpływu przy brodziku. Przez blisko półtora roku swojego życia jej nie zauważył, ale w dzień kiedy przez godzinę miał wyglądać czysto, świeżo i słodko, jak z reklamy gotowych obiadków dla niemowląt, musiał ową rurkę wygrzebać, wyciągnąć i wytarmosić tak, by cały syf, który się w niej znajdował wypłynął na podłogę. Matka w porę oderwała się od malowania rzęs i w ostatniej chwili Syna złapała - poza sprzątaniem łazienki tuż przed wyjściem miała tylko do zmiany skarpetki Pierworodnemu.
Ruszyli z domu odstawieni po letniemu, tylko cieplej. Jednak z każdą minutą słońce przygrzewało coraz śmielej, więc co paręnaście metrów przystawali by zdjąć coś z Pierworodnego, burząc tym samym obmyśloną stylizację à la czwarty syn Boskich. Ale co tam, Pierworodny i bez misternej stylizacji powali wszystkich na kolana, wszak wystarczy mu nieprzeciętna uroda i niewątpliwy urok osobisty!
Dotarli na miejsce, stojąc w długiej kolejce wypisała Matka różne oświadczenia, pozwolenia dla nieletnich i takie tam (swoją drogą dziwnie było podpisywać się na takim pozwoleniu dla dziecka zamiast podrabiać podpis własnej Matki). Syn w tym czasie robił dobre wrażenie, rozsyłał uśmiechy i był wielce zainteresowany tym, co działo się wokół.
Po około pół godziny przyszła kolej na zaprezentowanie się przed komisją (kontroli sitcomów i seriali), wśród której dostrzegła Matka znajomego Ojca Pierworodnego - przedstawiciela Ratusza, który zapisując ich dane od razu zorientował się z kim ma do czynienia. Pogadali, pożartowali, było miło, luźno i wesoło. Doszło do robienia zdjęcia przez pana fotografa. Pierworodny, do tej pory modelowy berbeć, dziecko idealne, które od samego rana nawet nie zakwiliło, na widok pana z gigantycznym aparatem fotograficznym uderzył w ryk. Podniósł lament nie do opisania. Zrobił się czerwony ze złości i przerażenia, nawet misterna stylizacja nie dałaby sobie z tym rady.
Prysnęła więc wizja jak biega po planie z serialowym Kacperkiem, jak wygłupia się z Ludwikiem i pozuje do zdjęcia z Natalią Boską. Podziękowała Matka, pożegnała się i odeszła na bok by nie wstrzymywać kolejki. A ledwie odeszła Syn się rozchmurzył, wrócił do swojego naturalnego koloru i gdy tylko Matka obtarła mu łezki, zaraz pojawił się pan fotograf z nadzieją że tym razem się uda. Nie udało się. Pierworodny na jego widok powtórzył ten sam numer. Marzenie o karierze telewizyjnej prysnęło jak bańka mydlana. A chwilę później Pierworodny znów był dzieckiem idealnym.

Matka Matki twierdzi, że na bank wróży to Wnusiowi karierę w przyszłości. No bo skoro już teraz potrafi doprowadzić do tego, że w jednej chwili za jego sprawą robi się głośno w telewizji...
Z kolei Matka z Kuzynką doszły do wniosku, że widocznie Syn Pierworodny postanowił, że za wszelką cenę zostanie zauważony, liczy się siła przebicia, w myśl zasady "nie ważne jak, ważne żeby o tobie mówili".

Tak że tego...wygląda na to, że jeszcze nie nadszedł ich czas. A po wrażeniu jakie po sobie zostawili Matka wnosi, że nawet te znajomości w jury, dobry PiaR i nazwisko nie pomogą. I choć na wyniki dopiero czekają to jednak bez złudzeń ;)

I żałuje tylko Matka, że nie mają na pamiątkę tego zdjęcia, do którego Syna wystroiła i malując sobie usta ulubioną szminką uśmiech przećwiczyła, a na którym widnieje rozwrzeszczany, przerażony i zalany łzami Pierworodny i Matka starająca się go uspokoić, bynajmniej nie uśmiechem nr 5, która w chwilowym stresie zapewne zjadła sobie całą szminkę.

wtorek, 3 września 2013

SJP - Słownik Języka Pierworodnego

Mamma - Matka Wyluzuj! - słowo używane z rzadka
Mamm - początkowo piłka lub balon; aktualnie wszystko co jest okrągłe - miska, żarówka, latarnia, jabłko itd.
Am - jedzenie, jeść, jestem głodny bądź każdy możliwy produkt spożywczy zobaczony gdziekolwiek, ze szczególnym uwzględnieniem ciastek
Mniam - dobre am
Tata - Ojciec Pierworodnego - słowo używane zdecydowanie zbyt często w porównaniu do Mammy
Ko-ko - zwierzę, zarówno komar jak i słoń - słowo ulubione
Ko-koj lub Koj-ko - pies - dostrzegany wszędzie, nawet na zdjęciu psiej karmy w gazetce reklamowej z supermarketu czy w "psie-kiwku" widzianym w telewizji
Ko-te lub Ko-to - kotek - zwykle pierwsze słowo wypowiadane po przebudzeniu; słysząc je po raz 50. w ciągu godziny nawet Kot jest zmęczony
Ota - auta
Ba - używane od dwóch dni, jeszcze nie zidentyfikowano co oznacza

Poza tym coraz częściej słychać wyraźne Nie. Co nie oznacza, że zaraz po odpowiedzeniu Nie na pytanie "Chcesz pić?" nie wyrwie Matce z ręki kubka i nie wyżłopie całej zawartości.

Czyli, że raczej standard i że Pierworodny porusza się ścieżkami od pokoleń utartymi przez rzesze maluchów w jego wieku. Nie przeszkadza to jednak Rodzicom zachwycać się każdą nową sylabą przyswojoną sobie przez Syna. Choć oczywiście tylko do momentu, gdy po wypowiedzeniu jej po raz 3 276 następuje zmęczenie materiału i ma się ochotę wypędzić z miasta wszystkie czworonogi, przegryźć piłkę, a przede wszystkim spalić te cholerne książeczki ze zwierzętami.