poniedziałek, 4 maja 2015

Rysie nie zapominają



Zdążyła Matka 29 kwietnia wieczorem pomyśleć: "Uff, już tylko do jutra składanie PIT-ów. Może jak się skończy temat 'jednego procenta' to se morświny odpuszczą...". Bo, jakby to nie zabrzmiało, Matka czuje się prześladowana przez ginące gatunki.
Zaczęło się niewinnie, gdy ją ekolodzy zakręcili po całym dniu siedzenia w domu z półtorarocznym dzieckiem i wpuściła ich do mieszkania tylko dlatego, że byli dorośli i mówili więcej niż "mama" - jakoś tak wyszło, że w wyniku tego zapisała się do WWF.
Dali zniżkę do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Raz na jakiś czas przysłali broszurkę. I tyle.
Ale od kilku miesięcy Matka jednak czuje się coraz bardziej osaczona. Nie dość, że broszurki zwiększyły częstotliwość pojawiania się w skrzynce to w dodatku zbystrzał je Pierworodny. Wieczory zaczęły upływać na czytaniu na dobranoc ulotek o rysiach, morświnach, tygrysach... W pracy też coraz częściej zaczęło pojawiać się logo WWF. To akurat przypadek nie mający związku. Ale w końcu doszło do tego, że gdzie nie spojrzeć tam logo z pandą. Tu prośba o 1%, tam o przelew na foki...
Aż któregoś dnia, chyba w marcu...

dzyń! dzyń!

- Dzień dobry - powiedziała z entuzjazmem dziewczyna stojąca za drzwiami, która swym strojem nie budziła wątpliwości skąd przychodzi. Koszulka, identyfikator, teczka - wszystko z logo WWF.
- Nie, dziękuję - wystrzeliła jak z procy Matka zahartowana już w bojach, i której do dziś bywa wypominany przystojny wolontariusz sprzed ponad roku. Dodatkowo jeszcze miała "nerwa" po sytuacji sprzed kilku dni, kiedy do drzwi zadzwonił bezdomny - jak to zwykle bywa podszedł Matkę na litość, ogołociła dla niego lodówkę, oddając mu jogurt Pierworodnego, kabanosy Ojca, swoje ciastka i jeszcze świeczki, które dostała od Teściowej. A na koniec spotkała się z wyrzutem, że nie dołożyła złotóweczki na coś do posmarowania chleba.
Tym razem za progiem stała rozentuzjazmowana ekolożka, której na dźwięk matczynego "nie, dziękuję" mina zrzedła, zamieniając usta w klasyczną podkówkę i omal nie wyciskając łez z oczu. I wtedy padło to pytanie. Pytanie połączone z wyrazem twarzy zbitego szczeniaczka:

- Ale dlaczego? Nie lubi pani zwierzątek?

Na te słowa twarz Matki nabrała niekontrolowanego grymasu, którego zapewne nabrałaby twarz każdej dorosłej osoby, która od drugiego obcego, dorosłego człowieka usłyszała właśnie pytanie: "Nie lubi pan/-i ZWIERZĄTEK?".

- Powiedzmy, że już jestem do Was zapisana. I dlatego "nie" i "dziękuję". - Jak najszybciej starała się zakończyć tę rozmowę Matka.
Dziewczyna cała się rozpromieniała, a jej oblicze znów nabrało niezdrowego entuzjazmu.

- A więc jednak lubi pani zwierzątka!?!

- Yyy... to ja już dziękuję. - Wycofała się przerażona Matka, szybko zamykając za sobą drzwi. Kurczę, jakoś tego bezdomnego tak się nie bała.

W sumie to nie wina WWF, że się Matka zbytnio nie lubi zrzeszać i jednoczyć. Zapisała się to teraz ma. Bo do samej ekologii nie ma Matka uprzedzeń. Od lat segreguje śmieci, w biurze drze ryja, gdy ktoś kartki marnuje, dokarmia ptaki, ma odchyły na punkcie używania jednorazowych woreczków i zawsze ma w torebce jakąś reklamówkę na wszelki wypadek. I nawet żelazko kupiła, co to podobno jest eko i eco. A że Matka prawie nie prasuje to właściwie jest eko i eco do kwadratu.

Zdążyła więc ochłonąć po wizycie dziewczyny od zwierzątek i pomyśleć, że po PIT-ach pewnie już sobie odpuszczą, jak przyszedł SMS:

"Rysie, foki i morświny twierdzą, że dziś Twoje urodziny. Z tej okazji ślą życzenia zdrowia, szczęścia, powodzenia. Cała przyroda się raduje i z Tobą świętuje."

- Zaczynam się ich NAPRAWDĘ bać - stwierdziła Matka.
- Teraz to ja już też - złowrogo dodał Ojciec.

4 komentarze:

  1. Przeczytałam, że kupiłaś żelazko i od razu pomyślałam: "Po kiego gwinta? Przecież Matka nie prasuje" :)))

    Jakiś czas temu łaziła po bloku pani z wiosek dziecięcych czy czegoś takiego. Pogadałam z nią chwilę w drzwiach, dziewczyny prezentowały w tym czasie uroczą patologię, biegając boso po klatce schodowej. Ja zaprezentowałam stresowe wychowanie, drąc się na nie, żeby wróciły do domu po skarpetki. Na koniec pani proponuje, że może wypełniłabym ankietę i się zapisała, że koszt to tylko 1,50 dziennie czy coś takiego. Zapytałam, czy mają stronę internetową. Tak, oczywiście - odparła. To ja sobie na spokojnie wszystko u państwa przeczytam i wtedy zobaczę, co i jak - powiedziałam, zgarniając dzieci z wycieraczki. - Ach! - mina wolontariuszki zrzedła. - Więc tak pani chce to załatwić - powiedziała tonem sugerującym, że właśnie wyprułam jej flaki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Załatwiłaś sprawę koncertowo. Muszę wziąć z Ciebie przykład. Dziecko prezentujące uroczą patologię już mam, wychowawczo rozdarty ryj też, muszę jeszcze przećwiczyć się w asertywnym odmawianiu.

      W sprawie żelazka wytłumaczę to tak... Właśnie dlatego, że nie prasuję kilka lat temu kupiłam sobie takie, które mi się podobało, ma fajny kolor i dobrze działa. Poza tym jest niby ekologiczne i ekonomiczne, a takie argumenty mnie zawsze ujmują. Do tego bajerancka deska do prasowania. I raz na jakiś czas mogę się zmusić do działania, a wtedy mniej rzeczy mnie wkurza w trakcie ;-) Wiesz, wcześniej miałam żelazko za 2 dychy z Biedronki i starą, ciężką, skrzypiącą deskę kupioną na pchlim targu... Jak się zdziwiłam, że jednak jedna z moich ulubionych sukienek nie ma z natury wygniecionego materiału, nagle jakaś ładniejsza się jeszcze zrobiła ;-)

      Usuń
  2. ja się tylko raz dałam namówić na zajebisty kalendarz kominiarzy, który następnego dnia powędrował ze śmieciami do kosza :D od tamtej pory zawsze grzecznie odmawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz??? Nie wierzę, a zbiórki na schroniska, kolędnicy, bezdomni, ekolodzy, Świadkowie Jehowy, sprzedawcy ziemniaków, buraków i jajek, biedne dzieci, biedne zwierzątka, biedni dorośli... Na nic się nie złapałaś??? Jeśli rzeczywiście to jesteś MISZCZ!

      Usuń